28.07-06.08.2011 te 9 dni, które dla większości kruszwiczan są normalnymi dniami, dla mnie i sześćdziesięciu osób są najwspanialszymi w całym roku. Właśnie 28 lipca rusza Piesza Pielgrzymka Promienista Kruszwica – Jasna Góra!
Czym właściwie jest pielgrzymka? Z jednej strony to ból, pot, łzy, nieprzespane noce, pęcherze, naciągnięte ścięgna i zmęczenie, z drugiej – radość, modlitwa, śpiew, taniec, uśmiech, przyjazna atmosfera i kochani ludzie. Dla mnie pielgrzymka to taki mix, zarówno bólu jak i radości. Wiadomo, że te niecałe 300 km wiele osób przeraża, bo dużo, bo ciężko, bo nogi bolą. Jak się idzie w radosnej atmosferze ze śpiewem na ustach i wśród ludzi, którzy na każdym kroku chętnie Ci pomogą, pocieszą i porozmawiają to nie czuje się tego bólu. Przecież każdego boli, każdy ma pęcherze i pomimo to podąża dalej do Matki. Po prostu pielgrzymka ma w sobie to „coś”, „coś” na co czeka się cały rok i już w lipcu odlicza się dni. To czas zarówno na przemyślenia, modlitwę, rozmowę z drugim człowiekiem czy księdzem, ale także wspaniałe 9 dni zbliżające do Boga przez śpiew, taniec, modlitwę w ciszy jak i z grupą. Tutaj nie ma czasu na ból, płacz czy tęsknotę za mamą, która czeka w domu. Na pielgrzymkę nie idzie się pomaszerować 300 km, idzie się w jakiejś intencji, czasem za zmarłego dziadka, ojca, o zdrowie dla rodziny czy pomoc Matki Boskiej w chorobie. Właśnie świadomość intencji daje człowiekowi tyle siły, mamy swój cel, który każdy chce osiągnąć – Jasna Góra! Jednak zanim osiągnie się „metę” wiele można przemyśleć, z wieloma ludźmi porozmawiać, wyżalić się, wypłakać i to pomaga. Tak po prostu iść i rozmawiać z kimś, kto wysłucha, pomoże, dla którego nie jesteś obojętny. Nigdy nie przypuszczałabym, że tak bardzo będę tęsknić za tymi ludźmi, atmosferą i tymi dziewięcioma dniami marszu! Pamiętam jak zmęczona i obolała szłam już któryś dzień, gdy nie miałam już ochoty dosłownie na nic, byle by tylko dojść na postój i usiąść, nagle przejeżdża samochód, a w nim grupka dzieci, które ochoczo z uśmiechem na ustach machają rączkami do pielgrzymów i czekają aż ktoś im odmacha. Nagle w człowieku zbiera się energia, pojawia się uśmiech i ręce same zaczynają się poruszać. To takie niesamowite ile siły daje człowiekowi zwykły gest drugiego człowieka! Albo nagle na drodze staje kobieta, która uśmiecha się, woła jednego pielgrzyma i podaje butelkę zimnej wody. Tej wody, której akurat w tym upale nam potrzeba.
I nagle po ośmiu dniach pielgrzymowania następuje ostatni, z Radostkowa na Jasną Górę, około 15 km. Dzień, w którym nikt nie czuje bólu, nikt nie narzeka, każdy ze śpiewem na ustach kroczy ostatnie kilometry. Z radością wchodzimy na Jasną Górę! Dziewięć dni, najwspanialsze dziewięć dni dobiega końca! Nagle pojawiają się łzy radości i łzy smutku. Radości z dojścia, a smutku, że to już koniec…
Jednak za rok kolejna! Dopiero co minęła jedna, a ja już nie mogę się doczekać drugiej, w tak wspaniałej atmosferze, z tak wspaniałymi ludźmi i księdzem ;)
Jagoda.